Proszę przewinąć kasetę!

Proszę przewinąć kasetę!

Spacerowi spękanymi chodnikami rodzinnego miasta coraz częściej towarzyszy ciężkie, naznaczone głęboką nostalgią westchnięcie i niewypowiedziana nawet pod nosem myśl: „Tam kiedyś była wypożyczalnia…”. Mówi się, że symbolicznym końcem epoki wypożyczalni (i kaset wideo w ogóle) w Polsce było zamknięcie w maju zeszłego roku sieci Beverly Hills Video.

Było, minęło. Kasety wideo, a wraz z nimi osedlowe przybytki X muzy oferujące usługę na wynos, odeszły. Ale nie w całkowite zapomnienie. Zapewne taśmy zamknięte w czarne plastikowe pudełka nigdy nie zyskają statusu winylowych płyt, lecz swoich amatorów mają. Mało tego – przybywa ich z każdym tygodniem i nieśmiało można nawet przebąkiwać o zjawisku na skalę globalną, choć nadal jednak stosunkowo marginalnym, ograniczonym do zapalonych konkwistadorów posiadających czas i pieniądz (niektóre trudniej dostępne pozycje potrafią kosztować po kilkaset złotych), aby upolować kolejne kasety. Fora internetowe pełne są wylewanych publicznie mórz łez byłych kolekcjonerów, którzy, zachłyśnięci lśniącymi płytkami DVD, posprzedawali gromadzone w pocie czoła zbiory za bezcen, na czym ktoś skorzystał wymiernie.

Królujący przez przeszło dwie pełne dekady format VHS wraca do łask, co purystom dążącym do pozyskania jak najlepszej jakości dźwięku i obrazu wydaje się nie do pomyślenia. Bo faktycznie – im więcej razy kasetę się odtwarza, tym bardziej cierpi taśma, z głośnika trzeszczy, obraz skacze, skazani jesteśmy na nierzadko monotonny głos lektora i ogólną niewygodę. Nie zapominajmy jednak, że kaseta urosła przez lata do rangi symbolu i z tym plastikowym artefaktem epoki minionej powiązane są miliony wspomnień, od których niełatwo się odciąć.

Pod koniec 1988 roku w Polsce istniały, jak podawał magazyn „Ekrany”, trzydzieści dwie państwowe wypożyczalnie kaset, gdzie zgromadzono ponad dziewięćdziesiąt filmów polskich i przeszło trzydzieści zagranicznych. Cóż, mało! Kraj stał jednak u progu transformacji ustrojowej, która otworzyła drzwi przedsiębiorcom prywatnym i niedługo potem kolejne lokale zastawione charakterystycznymi pudełkami wyrastały niemal przy każdej głównej i bocznej ulicy miast i miasteczek. Mało kto wówczas przywiązywał wagę do obostrzeń prawa autorskiego, standardem były przecież dwa filmy nagrane na jednej kasecie, a jeśli został do zagospodarowania jeszcze kwadrans, nic się nie marnowało i po akcyjniaku dla taty i wyciskaczu łez dla mamy upychano jeszcze przypadkowe animacje dla dzieci. A kiedy taśma okazywała się zbyt krótka, nic prostszego – domorośli montażyści wyrzucali z przydługiego filmu parę scen i voilà, już wszystko się mieściło.

Rzecz jasna każda wypożyczalnia, przynajmniej nominalnie, musiała posiadać koncesję, a na półkach można było wystawiać jedynie filmy zakupione, dodajmy, za niemałe pieniądze, od legalnych dystrybutorów, nierzadko można było natknąć się na zwyczajnego pirata w oryginalnym opakowaniu. Ba, żywa była, tak jak i dzisiaj, dyskusja o wolnym dostępnie do dóbr kultury, zawiązała się nawet Polska Partia Posiadaczy Magnetowidów, której członkowie dumali, jakby tu obejść przepisy. Im dłużej funkcjonował rynek, tym bardziej, co jest naturalną koleją rzeczy, się profesjonalizował, a kasetę VHS udomowiono; przestała być utożsamiana z luksusem, a stała się standardem. Powstawały firmy, które działają w kraju do dzisiaj, a za dystrybucję brał się każdy, kto miał środki, nawet przedsiębiorstwo produkujące kotły gazowe.

Korzystanie z wypożyczalni obwarowane było pisanymi i niepisanymi zasadami. Za nieprzewinięcie czy przetrzymanie kasety groziła kara pieniężna i srogie spojrzenie rzucane zza biurka właściciela, który był nie tylko facetem – lub, oczywiście, co jednak rzadsze, kobietą – podającym kasety, ale i doradcą w jednej osobie. O ile o prawdziwych hitach kina akcji, przerażającym horrorze czy głośnej produkcji hollywoodzkiej mówiło się na każdym osiedlu i wypożyczało często „na zapisy”, tak na półkach królowały również produkcje wówczas anonimowe, które oceniano często po okładce. I wtedy przychodził z pomocą właściciel-wyrocznia, często znający nasze gusta.

Strona główna